Personalizacja i kastomizacja w moim systemie edukacyjnym

                                                                1

Od pewnego czasu obserwujemy wzrost liczby artykułów, książek, w których podważa się sens istnienia oświaty w obecnym kształcie. Witold Kołodziejczyk i Marcin Polak w publikacji zatytułowanej: Jak będzie zmieniać się edukacja? Wyzwania dla polskiej szkoły i ucznia piszą:
„Jeśli szkoła ma dalej istnieć jako instytucja oferująca pod¬stawy wykształcenia, musi dokonać się w niej przełom – system szkolny musi dostrzec, że klasa szkolna składa się z wielu indy¬widualności, mających różne potrzeby i oczekiwania. Musi stwo¬rzyć warunki do wyzwolenia kreatywności uczniów.”
Autorzy tej publikacji odwołują się do Raportu o stanie edukacji 2010. Społeczeństwo w drodze do wiedzy, który na przełomie maja i czerwca 2011 przedstawił Instytut Badań Edukacyjnych . Nie jest jednak ich publikacja powtórzeniem Raportu, gdyż obejmuje nowe obszary związane z technologią i cyfryzacją. Autorzy pokazują, „… jak edukacja może się zmieniać w następnych 2-3 dekadach i jakie wiążą się z tym wyzwania dla ucznia, nauczyciela, dyrektora szkoły, wreszcie dla całego systemu edukacji. Podejmujemy próbę spojrzenia w przyszłość, opierając się na istniejących zasobach danych i analizach, mając na uwadze globalne trendy w edukacji.” Warto zapoznać się z Raportem i publikacją tu przywołaną. Kiedy czytam raporty i artykuły poświęcone zmianom w edukacji, to zawsze wraca moja myśl do tego, co tak dobitnie zostało napisane w bardzo kiedyś głośnej i cytowanej pracy Gordona Drydena i Jeannette Vos Rewolucja w uczeniu. Autorzy tej znakomitej pracy przywołują opinię kalifornijskich metodyków nauczania Renate Nummela Caine i Geoffrey Caine zamieszczoną w książce Making Connections: teaching and the human brain. Czytamy tam o szkole: „ Jednym z niewielu miejsc, gdzie nie dostrzeże się prawie żadnej zmiany i które w dużej mierze będzie działało niemal jak przed pięćdziesięciu laty, pozostanie miejscowa szkoła.” To jest opinia druzgocąca. Czy na taką opinię zasługuje szkoła? Czy jest to instytucja oświatowa, która tak naprawdę nigdy się nie zmieni? Czy jesteśmy skazani na szkołę archaiczną i nielubianą, a nawet znienawidzoną? Na instytucję, w której pracują nauczyciele, którzy, podobnie jak uczniowie, jej nie lubią? Na instytucję, do której doprowadzane jest dziecko przez rodziców, którzy boją się kary więzienia za niewypełnianie obowiązku szkolnego? Ile takich pytań można jeszcze postawić? Autorzy Kołodziejczyk i Polak stawiają pytania: „ Co zrobić, aby szkoła faktycznie wyposażała uczniów w wiedzę, umiejętności (np. uczenia się, komunikowania się, zarządzania procesami itp.), które będą im potrzebne w świecie, który dziś jeszcze nie istnieje? Aby przygotowywała uczniów do wykonywania zawodów, których jeszcze nie ma? Jak sprawić, aby system edukacji kształcił uczniów sprawnie i kreatywnie poruszających się w przestrzeni międzynarodowej? Jakich umiejętności będą potrzebować uczniowie, aby móc odnosić sukcesy w złożonej globalnej rzeczywistości?”
To tylko część pytań, które stają przed dzisiejszą szkołą. Pytania tu postawione w małym stopniu odnoszą się do tego, co w naszych szkołach powinno ulec zmianie już dzisiaj. Pierwszym pytaniem, które należy postawić szkole, to pytanie o przyczyny tak wielkiej niechęci dzieci do szkoły. Moja wnuczka Weronika jest bardzo dobrą uczennicą. W czasie wczorajszej rozmowy o szkole powiedziała, że otrzymała w poniedziałek dwie szóstki i odebrała dwa dyplomy. Nieraz pytałem ją, jak tam dziś w szkole? Najczęściej odpowiada: „Nuda”. Dlaczego szkoła jest nudna dla ucznia klasy szóstej?Lepiej nie było w klasie czwartej i piątej? Gdy była w młodszych klasach, taka odpowiedź nie padała. Dlaczego? Wtedy miała nauczycielkę, której mam zamiar za życia postawić pomnik. Pytanie zasadnicze, jakie należy postawić dzisiejszej szkole, brzmi: Dlaczego w szkołach pracuje tak wiele osób, które nie powinny tam pracować ani jednego dnia, ani jednej godziny? Dlaczego do tego zawodu trafiają najgorzej przygotowani specjaliści? Dlaczego do wychowania i nauczania na etapie początkowym przygotowuje się nauczycieli w tym samym instytucie, w którym kształci się specjalistów z zakresu andragogiki, pracy socjalnej, promocji zdrowia, resocjalizacji i wielu innych, których warsztat pracy jest bardzo odległy od warsztatu nauczyciela edukacji początkowej? Dlaczego wszystkich obowiązują

 --------------------------------------------------------------
[1](zob. www.instytutobywatelski.pl/3243/bez-kategorii/nowosc-jak-bedzie-zmieniac-sie-edukacja-wyzwania-dla-polskiej-szkoly-i-ucznia-2  - dostępny dnia 14 lutego 2012)
[2](zob.  eduentuzjasci.pl/pl/raport-o-stanie-edukacji-2010 - dostępny dnia 14 II 2012)

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 

 

                                                                2                                                                                                        
 

te same standardy nauczania? Dlaczego kształcenie nauczycieli na pedagogice i na innych kierunkach studiów odbywa się na marginesie, w atmosferze niechęci, braku zaangażowania w jakość kształcenia, braku poważnego traktowania? Dlaczego kwalifikacje nauczycielskie można zdobyć tak łatwo i poza uczelnią? Dlaczego nauczyciel tylko z rodzaju rzeczownika jest rodzaju męskiego? Dlaczego najważniejsze lata życia spędzamy w placówce, w której zostali zatrudnieni ludzie nie posiadający elementarnej wiedzy i umiejętności potrzebnych do nauczania np. czytania, pisania i rachowania? Dlaczego zakładaniem fundamentów edukacji zajmują się specjaliści od obróbki metodą skrawania? Dlaczego dzieci muszą wykazywać się dojrzałością szkolną, a szkoła nie musi być dojrzała do przyjęcia każdego dziecka do szkoły? Dlaczego tylko dzieci trafiają do poradni psychologiczno-pedagogicznych, gdzie znaczy się je etykietami: dyslektyk, dysgrafik, dysortografik, akalkulik, ADeHaDek, a nie trafiają tam nauczyciele, którzy są sprawcami niepowodzeń dzieci?
Takich pytań nie postawił redaktor naczelny miesięcznika Edukacja i Dialog, były wicedyrektor CODN Witold Kołodziejczyk oraz twórca i redaktor naczelny portalu o nowoczesnej edukacji Edunews.pl, prawnik i ekonomista, edukator z zamiłowania Marcin Polak. Takie pytania może postawić tylko ktoś, kto ma żywy kontakt z nauczycielami i uczniami. Nasze reformy przebiegają obok nauczycieli i uczniów. Nauczyciele nie angażują się w reformy. Myślą tylko o tym, jak przetrwać bez większego uszczerbku kolejną reformę. Nie protestują, gdy reforma jest głupia. Glottodydaktycy mówią tak: „My wiemy co robić, nauczamy, gdy trzeba, w sposób tajny. Mamy tu duże doświadczenie. Po wprowadzeniu nauki czytania dla 6-latków, w sposób tajny przez wiele lat uczyliśmy pisania. To zniechęcenie nauczycieli ma swój negatywny aspekt w dokształcaniu. Nauczyciele przyjmują każdą propozycję w tym zakresie jako zło konieczne. Domagają się szkoleń krótkich, najlepiej pół godziny po radzie pedagogicznej. Te uwagi odnoszą się przede wszystkim do nauczycieli nauczania początkowego. Nauczycielki z przedszkoli gotowe są na dłuższe spotkania. Są zawody, o których krytycznie można wypowiadać się po kryjomu , a każde głośne mówienie jest przyjmowane z groźbą zaskarżenia do sądu. Wiem coś na ten temat, gdyż pod moim adresem lecą też takie groźby. Autorzy publikacji, które wypełnione są krytycznymi uwagami o braku przygotowania nauczycieli do zawodu, ze strachu przed wendetą wolą w tytule pisać: Dzieci ze specyficznymi trudnościami w uczeniu się matematyki. Tytuł, gdzie ukazano by prawdę, powinien wyglądać inaczej: Nauczyciele ze specyficznymi trudnościami w uczeniu dzieci matematyki. Wydawca nie mógłby liczyć na siedem i więcej wydań (nakładów), byłyby kłopoty z rozprowadzeniem jednego wydania. Autorami takich publikacji są często nauczyciele akademiccy, którzy odpowiadają za stan kształcenia nauczycieli. Niektórzy udają, że nie wiedzą, kto kształci nauczycieli i krytycznie mówią o nauczycielach. Nie ma odważnych nauczycieli akademickich, nie ma odważnych studentów. Wszędzie beznadzieja i narzekanie. Tak nie musi być! Jedna z moich studentek, Anita B., absolwentka stopnia licencjackiego wybrała się na drugi stopień studiów do innej uczelni, do uniwersytetu. Słuchając opowieści pani doktor na temat uczenia dzieci czytania i pisania, nie wytrzymała i podniosła rękę. „Pani Doktor, to tak nie jest. To wygląda tak: …” i tu pojawiła się wiedza, którą przyswoiła sobie w trakcie naszych spotkań. Wiadomo, jaka była reakcja pani dr, ale też wiadomo, jaka była reakcja koleżanek i kolegów. Wszyscy patrzyli na nią jak na wariatkę. Zadzwoniła do mnie i spotkała się ze mną. Podtrzymałem ją na duchu i poprosiłem, aby spisała swoje przeżycia. W ostatnim liście napisała: „Przepraszam, że tak długo nie odzywałam się, ale miałam drobne problemy z zaliczeniem praktyki śródrocznej w szkole oraz przedmiotu u tej Pani ze względu na moje poglądy. Głównym problemem okazała się moja, jak to Pani określiła, << druzgocąco- bezczelna>> praca na temat Wczesnoszkolna edukacja - czego jej (nie) brakuje, w której opisałam swoje przemyślenia. Do tego okazało się, że praktykę śródroczną w szkolę miałam u koleżanki tej Pani i skrytykowałam ją za podzielenie na głoski słowa milion, więc trochę miałam pod górkę.(…) Innym problemem okazało się to, że grupa druga pisała ten sam test na zaliczenie przedmiotu, jak i moja grupa, ale za karę, że taka <<światła jestem w dziedzinie fonetyki>> ta Pani obniżyła punktację dla drugiej grupy, a dla mojej podwyższyła, przez co nasza grupa była bardzo niezadowolona i rozpętała się burza. Po tym wszystkim, przy zaliczaniu przedmiotu, Pani oświadczyła mi, że raczej pracy w Olsztynie nie znajdę, ale ja się nią nie przejmuję.”
cdn